Któregoś razu rozmawiałam przez telefon z moim narzeczonym, który właśnie miał anginę. Jak to chory facet - chciał sobie pomarudzić i powyolbrzymiać. No i zaczęło się: "Ku**a dlaczego ja jestem ciągle chory, zawsze mnie coś łapie, jak nie przeziębienie to katar, połamana noga albo wypadki a teraz kuźwa jakaś pier****na angina. Niedługo pewnie zdechnę" itd.
Chciałam go uspokoić mówiąc: "Nie bój się, złego diabli nie biorą!"
A on na to: "No właśnie, tobie nigdy nic nie jest!". Hmm... no i zamilkłam.




